Wstęp: czym są naturalne metody rozpoznawania płodności?

Właściwie powinnam zatytułować ten post następującymi słowami: Czym są naturalne metody rozpoznawanie niepłodności? Albo zmienić tytuł bloga na krótkie: "Naturalne planowanie rodziny". Niestety w nazewnictwie tych metod tkwi pewna trudność. Otóż naturalne planowanie rodziny (w skrócie NPR) jest to metoda, która została skompromitowana, a ponadto bardzo mocno kojarzy się ze środowiskami katolickimi, i z tych dwóch powodów tej nazwy nie będę używać. Jeżeli do NPR chcemy zaliczyć metodę rytmu (inaczej zwana metodą kalendarzykową lub metodą Ogino-Knausa), to zgadzam się, że to nie są metody antykoncepcji i co więcej, ze względu na ich niską skuteczność najlepiej nie traktować ich w ten sposób. One mają wartość antykoncepcyjną, jeżeli kobieta miesiączkuje z wielką regularnością, np. dokładnie co 28 dni, a różne wydarzenia życiowe takie jak stres lub przyjmowanie antybiotyków nie są w stanie tej regularności zaburzyć. Oczywiście takie przypadki zdarzają się niezwykle rzadko (znam jedną taką kobietę i jest to moja mama). Ogino i Knaus założyli, że skoro ciałko żółte ma względnie stały czas trwania, również i jajeczkowanie musi mieć swój stały termin niezależnie od tego, jak długi jest cykl. Dziś już wiemy, że faza folikularna potrafi trwać różnie długo, natomiast faza lutealna u każdej kobiety ma podobną długość (np. u mnie 14-16 dni i nigdy inaczej).

Tego posta nie zatytułowałam też "Czym są naturalne metody rozpoznawania niepłodności" z dwóch powodów. Po pierwsze, nie miałoby to wiele sensu - czy chodziłoby może o test, czy mam problemy z zajściem w ciążę? W takim razie należałoby najpierw popróbować w nią zajść, a przecież nie o to w tym chodzi. Po drugie, przyświeca mi taka myśl, że cykl menstruacyjny jest jednak cyklem płodności, a nie niepłodności, jest pewnym modelem, w którym zakładamy istnienie okresu płodnego i niepłodnego, ale to niepłodny jest skutkiem płodnego. Bez umiejętności rozpoznania dwóch faz kobiecego cyklu, nigdy nie stwierdzimy, czy obecna faza jest fazą niepłodną.

Kiedyś ktoś zapytał mnie: Ale czy to w ogóle jest naukowe? Wtedy jeszcze nie potrafiłam wytłumaczyć mechanizmów, które stoją za tym, że temperatura ciała kobiety podwyższa się w drugiej fazie cyklu, a śluz przechodzi w tym czasie gwałtowne przemiany, miałam wtedy za sobą tylko rok udanej obserwacji. To pytanie bardzo zachęciło mnie do poszukiwania wiedzy, która zwięźle i konkretnie tłumaczy te zjawiska. Szczególnie, że zdecydowana większość ludzi zadawała później podobne pytania i komentowała w troskliwy sposób: ale jesteś jeszcze za młoda, żeby tak ryzykować z wpadką.

Zanim odpowiem na pytanie, czy metoda objawowo-termiczna opiera się na naukowych przesłankach, wyjaśnię krótko, na czym polega.

Każdego dnia jeszcze przed wstaniem z łóżka należy wykonać pomiar tzw. podstawowej temperatury ciała (w skrócie PTC). Pomiar wykonuje się termometrem owulacyjnym (o wysokiej dokładności), w sprzedaży aptecznej dostępne są wersje elektroniczna i szklana. Istnieją różne zalecenia do mierzenia, ale pomiaru należy dokonywać tylko w jednej wybranej lokalizacji: w jamie ustnej, w pochwie lub per rectum. Otrzymany wynik zapisujemy w zeszycie. Dodatkowo dokonujemy obserwacji śluzu w następujący sposób: czystymi (!) palcami pobieramy rano śluz, z początku najlepiej powtarzać jest to przy każdej wizycie w toalecie. Cechy śluzu wpisujemy również do zeszytu. O obserwacji śluzu i jego cechach pojawi się osobny post. Dodatkowo warto w owym zeszycie zapisywać inne obserwacje: np. dotyczące bolesności bądź tkliwości piersi, nieuzasadnionej senności, apetytu - to nie powinny być informacje diagnostyczne, natomiast po pewnym czasie zauważycie, że niektóre z objawów do Was wracają w tym samym momencie cyklu (np. ból piersi znika drugiego dnia miesiączki).
Istnieją też pewne zalecenia, których należy przestrzegać: zakłada się, że sen powinien trwać nieprzerwanie przez minimum 3 godziny, pomiar PTC powinien mieć miejsce o zbliżonej godzinie (np. 6 rano), pomiar może być nieważny, jeśli dzień przed nim byłyście na imprezie i sporo popiłyście (wynik zawyżony). Przychodzą mi teraz do głowy różne pytania, jakie mogą się pojawiać, np. czy można używać termometru zwykłego, takiego gorączkowego, rtęciowego? Czy pomiary muszę robić codziennie, żeby zaufać wykresowi? Ile czasu trzymać termometr w buzi i jak dokładnie zbadać śluz - przygotuję osobny post dotyczący wszystkich możliwych trudności przy tej metodzie.
Po owulacji PTC kobiety wzrasta o ponad 0,25 C, i utrzymuje się na podwyższonym poziomie aż do miesiączki. Od czwartego (lub trzeciego wieczorem wg Kramarek) dnia podwyższonej temperatury zaczyna się okres niepłodny - zapłodnienie jest wtedy niemożliwe, organizm wszedł w fazę lutealną i przygotowuje się do złuszczenia endometrium. Coś takiego jak podwójna owulacja nie istnieje: dwa jajeczka mogą uwolnić się tuż po sobie, ale nigdy po dłuższym okresie czasu.

Zatem, czy to jest w ogóle naukowe?
Podaję fragmenty książki, które dobrze wyjaśniają omówione zjawiska.
Wpływ progesteronu na ośrodek termoregulacji w podwzgórzu:
"Po pęknięciu pęcherzyka komórki ziarniste powiększają swój rozmiar i nabierają charakterystycznego zwakuolizowanego wyglądu związanego z gromadzeniem się żółtego pigmentu, luteiny, która wywodzi swą nazwę od procesu luteinizacji i od nowej anatomicznej podjednostki - ciałka żółtego. Między 8 a 9 dniem po owulacji osiągnięty jest szczyt unaczynienia związany ze szczytem wydzielania progesteronu. Progesteron powoduje zmiany wydzielnicze w endometrium i powstrzymuje wzrastanie nowych pęcherzyków. (...)
Metoda termiczna nie wyznacza początku fazy płodności, lecz jej koniec. Wzrost temperatury dowodzi obecności czynnego ciałka żółtego i jest dowodem przebytej owulacji. Badania Hartmana, Rocka i Van del Velde'a wykazały, że uchwytny wzrost podstawowej temperatury ciała jest uzależniony od działania progesteronu na ośrodek termoregulacji.(...) Metabolicznym działaniem progesteronu jest m.in. podwyższenie podstawowej ciepłoty ciała."

Przemiany śluzu szyjki macicy w trakcie cyklu:
"Estrogeny powodują wzrost wytwarzania śluzu szyjkowego. Największa rozciągliwość śluzu występuje w okresie jajeczkowania: rozciąga się on do 10-25 cm. Po owulacji pod wpływem progesteronu, śluz staje się gęsty i lepki: ciągliwość wynosi 2-3 cm."

Fragmenty pochodzą z książki: "Ginekologia. Podręcznik dla lekarzy i studentów" pod red. Zbigniewa Słomko.

Wypada też przytoczyć skuteczność różnych metod zaliczanych do NPR.




Jeżeli zastanowiło Was, dlaczego wskaźnik niepowodzeń jest wyższy dla metody objawowo-termicznej niż dla samej metody termicznej, to bardzo słusznie. Otóż nie mam pojęcia, jak przeprowadzano te badania, i co dla badanych oznaczało "metoda objawowo-termiczna" (bardziej termiczna czy bardziej objawowa?), natomiast wiem, że obserwacja śluzu jest niezwykle trudna do zinterpretowania, szczególnie na początku. Każdy śluz wydaje się podobny do siebie, dlatego skuteczność tej metody jest niższa, niż sama interpretacja krzywej temperatur. Dlatego uważam, że najpierw należy włączyć pomiar temperatury, a następnie w niezobowiązujący dla wykresu sposób zacząć obserwować śluz szyjkowy. Po jakimś czasie koincydencja pewnego typu śluzu i skoku temperatury uczuli nas na to, jak dokładnie wygląda śluz płodny.

Dodam jeszcze, że wskaźnik Pearla jest jeszcze łaskawszy dla komputerów cyklu, których skuteczność jest identyczna ze skutecznością antykoncepcji hormonalnej. Wynika to oczywiście z tego, że urządzenie to dysponuje inteligentnym algorytmem, który porównuje cykle tysięcy kobiet z całego świata z zapisanymi cyklami jego użytkowniczki, i podejmuje bardzo ostrożne decyzje, co do określenia okresu, w zasadzie pewnej, niepłodności.

W sposób ciekawy prof. Słomko pisze też o wadach i zaletach naturalnych metod rozpoznawania płodności, dlatego również przytoczę jego opinię.

Zalety:
- nie mają skutków ubocznych i są bezpieczne
- nie zaburzają spontaniczności stosunku płciowego
- uczą odpowiedzialności za płodność
- pogłębiają więź między partnerami
- nic nie kosztują (przy opcji minimum tylko apteczny termometr i zeszyt)
- sprzyjają opóźnieniu inicjacji seksualnej

Wady:
- ograniczają współżycie jeżeli nasilone potrzeby seksualne występują w okresie owulacji
- dają uczucie nienaturalności wynikające z konieczności dostosowania się do dni niepłodnych
- powodują dyskomfort estetyczny związany z badaniem śluzu
- nadają się tylko dla stałych, zżytych ze sobą par
- nie nadają się dla osób z dużym temperamentem, są mało przydatne dla par, które często nie mogą być razem
- nie chronią przed chorobami przenoszonymi drogą płciową

Na koniec króciutko o wiedzy nt. płodności w ujęciu antropologicznym i historycznym:

"Okresowość ludzkiej niepłodności była znana już ponad 1000 lat temu lekarzom indyjskim. W księdze Chaaraka Soranus z Efezu (II w.n.e.) zalecał jako środek antykoncepcyjny współżycie przed miesiączką. W Talmudzie zalecano wstrzymywanie się od stosunków przez pierwszych 11 dni cyklu. Opierając się na wiedzy empirycznej, dni te uważano za niepłodne. Ludzkość, mimo odkrycia przez de Graafa w 1627 r. jajnika i komórki jajowej, przez wiele stuleci nie dysponowała wiedzą na temat istoty rozrodczości. 1827 r. von Baer opisał strukturę pęcherzyka Graafa i pierwszy rozpoznał komórkę jajową. Bischoff i Pfluger w latach 1853-1865 ogłosili wyniki swoich opacznych badań, które oddaliły na długo rozwiązanie zagadki płodności. Wiązali oni płodność kobiety z miesiączką, mylnie przyjmując krwawienie miesiączkowe jako odpowiednik krwawienia w czasie rui u zwierząt. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych XIX w. Rock, Hartman i Hertig obalili to błędne twierdzenie. Van de Velde w 1904r. zauważył związek temperatury ciała z funkcją jajników. Harvey w 1932r. wskazał możliwość wykorzystania periodycznych wahań temperatury ciała w antykoncepcji."

Pozdrawiam!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz